Lubię scenki różańcowe w naszej parafii, ale mam wrażenie, że niedługo „skończą nam się” Święci. Co wtedy zrobimy? – zapytał Jakub Kapuściński, jeden z członków naszej młodzieżowej grupy teatralnej. Nie martw się – uspokoiłam – Pan Bóg w każdym czasie działa w duszach ludzkich wielkie rzeczy. Prędzej mógłby skończyć się nasz zapał niż ludzie, których życiorysy warto poznawać.
Październik jest wyjątkowo oczekiwanym miesiącem w naszej parafii, ponieważ niedzielne nabożeństwa różańcowe są u nas wyjątkowe. Od wielu lat, niezmiennie, rozważamy wówczas tajemnice różańcowe ze Świętymi i Błogosławionymi. Ten czas pięknie wieńczy Uroczystość Wszystkich Świętych i organizowany bal oraz procesja wszystkich Świętych. Formuła pozostaje niezmienna, ponieważ dobrze się sprawdza i tworzy spójną całość. Każda tajemnica rozpoczyna się pantomimą, w której dzieci przedstawiają scenę biblijną, następnie jest scena w wykonaniu młodzieżowej grupy teatralnej, stanowiąca epizod z życia głównego bohatera, zakończona komentarzem czyli rozważaniem łączącym oba obrazy, po czym odmawiamy dziesiątek różańca. Modlitwa pozwala na chwilę refleksji i zachęca widza do odnalezienia w tym wszystkim siebie i swojego życia.
Część radosna miała miejsce w I niedzielę miesiąca. Dzieci przygotowywane przez ks. Proboszcza i s. Marię bezbłędnie przedstawiły sceny Zwiastowania, Nawiedzenia, Narodzenia, Ofiarowania i Znalezienia. Główne role – Matki Bożej zagrała nasza marianka Wiktoria Rajnike, a Józefa Jaś Pacukiewicz.
Bohaterką tamtej niedzieli była bł. Natalia Tułasiewicz – nauczycielka, poetka, męczenniczka II wojny światowej, a wcieliła się w nią Julka Łuksza, studentka i wieloletnia marianka. Można powiedzieć, że Natalia wyprzedzała nieco epokę, w której żyła, ponieważ opowiadała się za większą rolą świeckich w Kościele. Świadomie rezygnując z trudnej miłości, która połączyła ją z Jankiem, postanowiła żyć sama i być „Pańską apostołką miłości w rozszalałym nienawiścią świecie”, jak sama o sobie pisała. Podkreślała wartość i piękno takiego wyboru pod warunkiem, że samotność jest przeżywana w radości i w służbie drugiemu człowiekowi. Nie zwalnia ona bowiem z potrzeby dzielenia się miłością, swoimi talentami i czasem. „W Kościele jest nie tylko miejsce na święte matki, święte zakony, świętych kapłanów, ojców zakonników – musi w nim być także poczesne miejsce dla świeckich „samotników” w tym znaczeniu, że poniechają osobistego założenia rodziny, ale nie poniechają pewnego rodzaju „istnienia” w rodzinie” – pisała w swoim pamiętniku, na podstawie którego powstał scenariusz. Pisząc go posłużyłam się także wspomnieniami o Natalce spisanymi przez jej towarzyszki niedoli obozowej.
Fabuła pięciu scen różańcowych rozpoczęła się odtworzeniem wydarzeń z życia Natalii z początków II wojny światowej. W pierwszej scenie wyczuwalne było napięcie panujące w rodzinnym domu Błogosławionej, spowodowane obawą przed wysiedleniem przez Niemców i aresztowaniem. W tajemnicy drugiej młodzież przedstawiła tragiczne wydarzenia, kiedy to ziściły się obawy pozbawienia mieszkania i rodzina Tułasiewiczów musiała spakować swoje życie do kilku walizek. Przejmująca była wówczas modlitwa Natalii, która zostawiła na biurku jabłko dla kogoś, kto zamieszka w jej pokoju. Niby drobny gest, ale wykonany w stronę wroga. Trzecia scena przeniosła nas do obozu pracy przymusowej w Niemczech, do którego Natalia zgłosiła się na ochotnika jako wysłannik polskiego podziemia. W ramach operacji Zachód miała za zadanie podtrzymywać na duchu polskich robotników oraz pomagać im kultywować wiarę i narodowe tradycje. Byliśmy świadkami obozowej wigilii, podczas której ochrzczono małego Adasia – chrześniaka Natalii. Wizyta nieostrożnego kuriera z Polski i brak zachowania zasad konspiracji doprowadziła w konsekwencji do aresztowania Tułasiewiczówny. W pierwszej kolejności trafiła do więzienia w Kolonii, co zostało przedstawione w czwartej scenie. W pojedynczej celi w nieludzkich warunkach przetrzymywano pięć kobiet. Kiedy pobitą Natalię przyprowadzono po przesłuchaniu, ku zdziwieniu koleżanek, najpierw odprawiła adorację, a dopiero później się położyła. W pamięci widzów z pewnością pozostał utwór Ave Maria śpiewany przez więźniarki. Piąta scena ukazała nam wielkość wiary Natalii, która pomimo zagrożenia życia w obozie w Ravensbrück nadal organizowała codzienną modlitwę, recytację tekstów Mszy św., nauczanie dla młodych dziewcząt, a nawet wieczorki poetyckie. Część radosna zakończyła się przedstawieniem okoliczności śmierci trzydziestosiedmioletniej Natalii, którą uśmiercono w komorze gazowej, a jej prochy spalone w krematorium rozsypano w pobliskim jeziorze.
Z serca dziękuję wszystkim zaangażowanym w organizację scenek radosnych. Mam nadzieję, że bł. Natalia Tułasiewicz stanie się inspiracją dla wielu świeckich ludzi, zwłaszcza samotnych, a jej życiorys uświadomi, że każde życie jest ważne i potrzebne. Nie wszyscy są powołani do życia konsekrowanego czy rodzinnego, ale wszyscy są powołani do czynnej miłości Boga i bliźniego.
Karolina