Myśl o przedstawieniu historii męczenników z Dachau towarzyszyła mi od momentu pielgrzymki do Sanktuarium Św. Józefa w Kaliszu. W kwietniu tego roku przypadła 80. rocznica wyzwolenia obozu w Dachau, dlatego uznałam, że to chyba dobry moment. A kiedy ks. Proboszcz wysłał mi nagranie ks. biskupa Sławomira Odera, w którym opowiadał o bł. ks. Stefanie Frelichowskim wiedziałam już, że to nie jest przypadek.

Scenariusz powstał m.in. na podstawie książki biskupa Odera „Guziki sutanny” oraz wspomnień ks. Ludwika Walkowiaka, który przeżył Dachau i zmarł w latach 80. XX w. Choć interesuje mnie tematyka II wojny światowej, zawsze mam obawy przed pisaniem takich scenariuszy i samym występem, ponieważ jesteśmy przecież amatorami, mamy bardzo ograniczony czas i środki przekazu. Tutaj trudność polegała też na tym, że scenki powstały ze złączenia bardzo wielu epizodów, nie była to jakaś ciągła historia, a chronologia była zaburzona. Zależało mi jednak na tym, aby nie skupiać się i nie pozostawić widzów z obrazem bestialstwa oprawców, ale heroizmem i cnotami ofiar. Czy to się udało? Odpowiedź trzeba zostawić publiczności.

            W przygotowaniu scenek staramy się stawiać sobie poprzeczkę coraz wyżej, dlatego od kilku lat wypożyczamy stroje z różnych instytucji. W tym roku nawiązaliśmy współpracę z Łódzkim Centrum Filmowym, z którego otrzymaliśmy m.in. repliki oryginalnych obozowych pasiaków dla chłopców, którzy grali księży oraz repliki SS-mańskich mundurów. Charakteryzacja jest bardzo ważna i sprawia, że jesteśmy bardziej autentyczni, dlatego pierwszy raz chłopcy zgodzili się na czesanie. Wyglądali świetnie, ale największe ukłony dla Pań Angeliki Kozieł i Agnieszki Kapuścińskiej należą się za fryzury SS-manek – Julki Łukszy i Kasi Kapuścińskiej. Wyglądały po prostu rewelacyjnie. W Dachau nie było raczej kobiet SS-manek, ale zdecydowaliśmy się na takie rozwiązanie, ponieważ mamy tylko czterech chłopców i zależało nam na tym, żeby księży było jak najwięcej. Wielkie ukłony dla Kasi i Julki za te role. Zagrały bardzo przekonująco, a wcale nie było to łatwe. Musiały np. tak zagrać wszelkie sceny przemocy, żeby oddać grozę, ale nie zrobić chłopakom krzywdy. To naprawdę wielka sztuka.

            Na początku zobaczyliśmy pierwszy dzień bpa Michała Kozala w obozie, gdzie został pobity, zabrano mu biskupie insygnia i upokarzano go każąc mu maszerować w rytm muzyki i czołgać się po ziemi. Naszych aktorów odgradzały od widowni słupy z drutem kolczastym, co jeszcze potęgowało przeżycia. Na koniec tej sceny bp Kozal udzielił błogosławieństwa kapłanom, którzy obchodzili 10. rocznicę święceń oraz w żarliwej modlitwie ofiarował swoje życie za wolność Kościoła i Ojczyzny.

            Druga scena rozpoczęła się obozową Mszą św., którą księża odprawiali przy szyderstwach i kpinie SS-manek. Następnie próbowano złamać ducha polskiego duchowieństwa proponując przywileje w zamian za podpisanie listy przynależności do narodu niemieckiego. Nie udało się to Niemcom, księża nie sprzedali swoich wartości w zamian za miskę soczewicy, a jako karę przydzielono ich do najcięższych prac i, co najgorsze, zabroniono odprawiać Eucharystii. Ostatnim wątkiem tajemnicy biczowania był epizod, kiedy to podczas pracy jeden z kapłanów modlił się szeptem i zauważyła to SS-manka, która wpadła w szał i tak długo biła i kopała księdza, że ten zmarł. Podszedł wówczas do niego ks. Wicek (tak mówiono na ks. Stefana Frelichowskiego), wziął na palec krew zmarłego i zlizał ją. Na pytanie zdziwionego kolegi odpowiedział, że skoro nie może spożywać Ciała i Krwi Pana Jezusa, będzie poił się krwią świętych męczenników.

            W tajemnicy Cierniem ukoronowania przedstawiono jak wyglądała kara słupka. Przywołano także Wielki Tydzień 1942 roku, kiedy to SS-mani wpadli w szał i pozbawili życia kilkudziesięciu kapłanów zadając im rozmaite tortury kojarzące się z Drogą Krzyżową Pana Jezusa. Zobaczyliśmy jak SS-manka wciska na głowę kapłana koronę z drutu kolczastego, biczuje go, a na koniec zakuwa w kajdany i każe iść przed siebie niczym Chrystus z krzyżem. Ksiądz tymczasem modlił się „Pójdę za Tobą, Chryste, drogą krzyża, bo krzyż najbardziej mnie do Ciebie zbliża. Daj mi, o Chryste, przez Twą świętą mękę, gazowej męki zwyciężyć udrękę.”

            Kiedy w Dachau wybuchła epidemia tyfusu odgrodzono baraki więźniów zdrowych (o ile można było powiedzieć tak o którymkolwiek z nich) od baraków tyfusowych. Biedacy umierali tam we własnych odchodach, bez jedzenia i opieki. Na pomoc ruszyli polscy księża. I właśnie to było motywem przewodnim czwartej sceny. Niestety, ks. Wicek pomimo bardzo młodego wieku, zaraził się tą straszną chorobą i zmarł na krótko przed wyzwoleniem obozu. Była to bardzo wzruszająca scena. Nie ujęłam tego w scenariuszu, ale bp Oder napisał we wspomnianej już książce, że mama ks. Wicka czekała z nadzieją na powrót syna z nowymi guzikami do jego sutanny…

            W piątej scenie byliśmy z kolei świadkami śmierci bpa Michała Kozala dobitego zastrzykiem z trucizną, a następnie wyzwolenia obozu przez Amerykanów. Ich kapelan stanął na ambonie i ogłosił tę radosną nowinę, a wszyscy więźniowie modlili się ze łzami w oczach. Na końcu wspólnie odśpiewaliśmy „Boże coś Polskę”, a właściwie próbowaliśmy odśpiewać, bo wzruszenie ściskało gardło.

            Pomimo kilku wpadek na początku, które omówiliśmy sobie na próbie, były to naprawdę piękne scenki. Z całego serca gratuluję i dziękuję naszej młodzieży, bo część bolesna najbardziej wyssała nas z energii i sił. Próby były długie i męczące. Chwilami obawiałam się, że to wszystko nie wyjdzie, ale Duch Święty pomógł nam i efekt był zadowalający. Gratuluję szczególnie chłopcom: Bartkowi, Kubie, Maćkowi i Jackowi, bo stanęli na wysokości zadania i pomogli nam głęboko przeżyć ten różaniec. Dziękuję także ks. Proboszczowi i p. Januszowi Leszczyńskiemu za wykonanie i zorganizowanie rekwizytów.

            Zachęcam naszych Parafian do sięgnięcia po biografie bł. męczenników z Dachau.

Karolina

Zapraszamy do galerii